Tradycje rodzinne

Rodzice mego ojca to Paweł Wollenberg zajmujący się jubilerstwem i handlem diamentów, nawet na dwór królowej Wiktorii w Anglii i Maria Wollenberg z domu Styczyńska – bardzo zamożni. Biuro dziadka znajdowało się na Nowym Świecie, mieszkali na Karowej, mieli mieszkanie przy Rynku Starego Miasta w Warszawie. Brat Pawła, Maksymilian Wollenberg pełnił funkcję Konsula Królestwa Szwecji w Królestwie Polskim w obrębie miast: Warszawa, Suwałki, Płock, Łomża, Kalisz, Łódź, Siedlce, Piotrków, Radom, Lublin, Kielce,Wilno, Grodno i Mińsk (obecnie białoruski).  Podobnie jak Paweł Wollenberg w Polsce założył rodzinę i tu pozostali. Zmarł w Warszawie, pochowany na Powązkach.

Mój ojciec Piotr Wollenberg urodził się w Warszawie 1910 r. W wieku 2 lat został sierotą (matkę stracił przy porodzie, ojciec zmarł w 1912 r.). Opiekowała się nim starsza o 15 lat siostra Jadwiga (ur. 1895 r.). Miał również starszego brata Sylwestra (ur. 1897 r.). Sylwester, absolwent szkoły oficerskiej w Warszawie i Siedlcach, jako oficer Legionów, 4 sierpnia 1920 roku zginął w obronie Polski w walce z bolszewickim oddziałem Tuchaczewskiego pomiędzy wsią Husinką a Woskrzenicami (w obwodzie Piszczac). Ciotka Jadwiga również była legionistką, jako sanitariuszka i kancelistka. W II wojnie światowej należała do Batalionów Chłopskich w stopniu kapitana, odznaczona w czasie wojny m. in. Krzyżem Walecznych oraz krzyżem Virtuti Militari III stopnia.

Piotr ukończył Szkołę Zdobniczą w Warszawie (na ul. Myśliwieckiej), od 1935 roku uczęszczał do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Studiował w pracowni Tadeusza Pruszkowskiego, szczególnie dbającego o serdeczne kontakty między studentami i znanego organizatora plenerów malarskich w Kazimierzu nad Wisłą (opisywane m.in. przez Marię Kuncewiczową – „Dwa księżyce”). Profesorami wówczas byli tacy znakomici artyści jak L. Wyczółkowski, F. Kowarski, K. Tichy, W. Skoczylas…  Podczas studiów Piotr wystawiał swoje obrazy w ZACHĘCIE - było to ogromne wyróżnienie dla młodego studenta. Był stypendystą Marszałka Rydza Śmigłego. Tak mówił o tamtych czasach : „Na obiady chodziłem do księżnej Czetwertyńskiej, a hrabina Maria Jehane-Wielopolska zostawiła mi swój dom przy ul. Brzozowej, gdy wyjeżdżała ze Śmigłym i rządem do Rumunii. Kiedy wróciłem z obozu (z Wołynia), zatrzymałem się w tym mieszkaniu . To byli znajomi mojego ojca.” (z wywiadu prasowego w 2000 r.).

Moja matka Wanda Dziubek urodziła się w 1913 roku w Skarżysku Kamiennej. Rodzice jej przenieśli się na Wołyń do Kostopola koło Równego. Wanda szkołę średnią skończyła w Warszawie, po czym dalej kształciła się w Krakowie. Ukończyła Seminarium Rzemiosł w dziedzinie haftu. W Seminarium Rzemiosł kładziono duży nacisk na nauczanie dydaktyki, metodyki nauczania i pedagogiki (po wojnie uznawane było jako wyższa szkoła pedagogiczna), dlatego też prawie całe życie pracowała jako nauczycielka. Pierwszą pracę podjęła w Warszawie.

W Warszawie poznała Piotra Wollenberga, była to jej najwspanialsza i jedyna miłość w życiu. Mama lubiła wspominać czasy narzeczeńskie: wspólne plenery w Kazimierzu, bale karnawałowe w ASP zwanej  „Budą na Powiślu”. Lubiła wspominać oryginalny strój, jaki zaprojektował jej Piotr z sieci rybackiej. Opowiadała między innymi o pomysłowych dekoracjach sal balowych robionych przez studentów, w tym przez ojca, o tym jak specjalnie na te bale przyjeżdżała z Paryża Monika Żeromska, córka Stefana Żeromskiego.

Rodzice pobrali się w 1937 r. w kościele p.w. Wszystkich Świętych w Warszawie.

W 1937 r. mama przygotowała i wyhaftowała  cykl sztandarów zaprojektowanych przez ojca. Były one wystawione na Międzynarodowej Wystawie EXPO w Paryżu.

W 1938 r. urodziła się w Warszawie Bożenka, moja najstarsza siostra.

Lato 1939 roku rodzice z Bożenką spędzali u rodziców mamy w Kostopolu i tu zastała ich wojna. Ojciec jako warszawiak został natychmiast zmobilizowany i wyjechał do obrony Warszawy. Mama została na Wołyniu. Aby nie sprawiać kłopotu swoim rodzicom zamieszkała we wsi Lipniki, gdzie prowadziła szkołę elementarną dla polskich dzieci (we wsi mieszkało również wielu Ukraińców). Ojciec po kapitulacji Warszawy przyjechał do Lipnik. Był to czas głodu i nędzy. W 1940 r. urodziła się Terenia. Rodzice przetrwali ten trudny okres w dużej mierze dzięki zacnej i zamożnej rodzinie Hermaszewskich (dziadkowie Mirosława Hermaszewskiego). W wieku czterech lat nieoczekiwanie, w niezrozumiały i nagły sposób zmarła Bożenka. Rodzice wraz z maleńką Terenią uciekli z Lipnik, jak zaczęły się masowe rzezie dokonywane przez Ukraińców na ludności polskiej. Uciekali pieszo, czasem podwożeni. Dotarli do Modrynia nad Bugiem, gdzie siostra ojca Jadwiga Wollenberg-Teodorowicz miała nieduży majątek. Stamtąd dostali się do Warszawy. Ich mieszkanie było spalone a w nim wszystkie przedwojenne pamiątki (ojciec robił dużo zdjęć – nic się nie zachowało). Mama przypadkowo spotkała swoją drużynową z harcerstwa ze szkoły średniej, ta zaproponowała jej zaopiekować się dziećmi ze spacyfikowanej Zamojszczyzny. Dzieci „stały” w zamkniętych wagonach koło Garwolina. Sierociniec dla tych dzieci (ok. 180-ciorga) został zorganizowany we wsi Parysów koło Garwolina. Opieką nad dziećmi w bardzo różnym wieku zajęła się mama ze swoją siostrą Marią Atamańską z d. Dziubek. Dzieci były w opłakanym stanie. Żywność dla dzieci była zdobywana przez partyzantów z transportów niemieckich, które jechały na front wschodni. Z czasem dzieci były odbierane przez żyjących członków rodzin, niekoniecznie rodziców, tych często brakowało. W 1944 r. przez Parysów przeszedł front niemiecko-radziecki. Sierociniec, choć był w budynku murowanym, spalił się. Wówczas okazało się, że w magazynie zbożowym ojciec miał maszynę drukarską, na której drukował i ilustrował tygodnik Apel dla Okręgu Warszawskiego AK. Z ruin budynku wystawał metalowy kikut maszyny poligraficznej. Wydało się, że działał w konspiracji pod pseudonimem Świstak. Cała grupa wpadła. Ojca odszukano w Garwolinie, gdzie pracował na poczcie. Został aresztowany przez NKWD, przewieziony do Warszawy na przesłuchania do koszar przy ul. 11-tego Listopada na Pradze. Dostał 9 lat więzienia. Odsiedział 2,5 roku w Rawiczu. Objęła go amnestia, faktycznie dzięki „wykupieniu” przez mamę i moją ciocię Marysię.

Ja urodziłam się w Puławach w 1945 r., jak ojciec już siedział w więzieniu. W Puławach był duży dom, który ojcu zapisał jego wuj (brat jego matki - Jan Styczyński). Początkowo z mamą mieszkała ciocia Marysia z synkiem Włodkiem Atamańskim. Ojciec po wyjściu z więzienia miał trudności ze znalezieniem pracy. Uczył rysunku w szkole krawieckiej, mama tam uczyła kostiumologii; potem ojciec pracował jako fotograf w Instytucie Rolniczym w Puławach. Z tego okresu były piękne przyjaźnie z prof. M. Strzemskim, z profesorostwem Lewickimi, z Andrzejem i Marią Rogozińskimi… Ojciec dużo malował najchętniej pejzaże znad Wisły, Kazimierz, drogę do Kazimierza…  Zawsze chętnie do Puław przyjeżdżali koledzy ojca ze studiów i dom był pełen gości. Władze do naszego dużego domu dokwaterowały rodzinę milicjanta. Miał on spełniać określoną rolę, ale było również wiele zabawnych sytuacji zwłaszcza, że moi rodzice nie należeli do ludzi pokornych a za to z dużą fantazją.

Z czasem ojciec zaczął odnawiać okoliczne kościoły, w tym dokonał rekonstrukcji konserwatorskiej fresków w kościele w Puławach (kościół projektu Piotra Aignera). W 1954 r. pracował w zespole 6-ciu artystów robiących projekty odbudowy Starówki w Lublinie i Starówki w Warszawie (obok ojca: Helena i Leon Michalscy, Helena i Lech Grześkiewiczowie, Stanisław Brodziak)

Latem 1954 roku zginęła w wypadku samochodowym Terenia (14 lat). To był straszny (kolejny) cios dla moich rodziców.

W 1956 roku ojciec wykonywał renowację artystyczną wnętrz w Sanatorium w Połczynie Zdroju. Później ojciec związał się z warszawską grupą artystów tzw. Zespół 12. Realizowali projekty sztuki użytkowej i dekoracyjnej. Ojciec wykonał polichromię reprezentacyjnych wnętrz na Dworcu Głównym w Warszawie (sceny rodzajowe związane z kolejnictwem w XIX w.).

Jednak wyjazdy ojca do Warszawy stały się początkiem rozwodu rodziców. My z mamą zostałyśmy w Puławach. Haft, który tak sobie upodobała, nie był już popularny, ale całe życie poświęciła nauczaniu najczęściej rysunku. Prowadziła również liczne kursy dla Kół Gospodyń Wiejskich na Lubelszczyźnie. Pracowała również jako pedagog w Zakładzie Wychowawczym dla młodzieży społecznie niedostosowanej w Puławach. Była bardzo lubiana przez swoich wychowanków, którym poświęcała wiele serca i uwagi. Wielu z nich jeszcze długo pisywało do niej listy i kontaktowało się z nią w późniejszym życiu. Była wielkim, choć cichym i skromnym społecznikiem lokalnym.

Mama zmarła po ciężkiej chorobie w 1982 roku w Warszawie i tu została pochowana. W pamięci wszystkich, a szczególnie wnuków pozostała jako wyjątkowo ciepła i wrażliwa na potrzeby innych osoba.

Pod koniec lat 50-tych ojciec zamieszkał w Warszawie i w Krakowie, a następnie już do śmierci przez ponad 40 lat w Kielcach. W Kielcach zaczął od pracy w Teatrze jako scenograf. Długie lata pracował w gazecie kieleckiej, gdzie zasłużył się regionowi poprzez prowadzenie na łamach tej gazety akcji „Na odsiecz zabytkom”. Jeździł po Kielecczyźnie, rysował niszczejące zabytkowe obiekty, opatrywał artykułem i dzięki temu nagłaśnianiu problemu uratował wiele cennych obiektów od dewastacji i ruiny. Ponadto ojciec uratował dla plastyków dworek Józefa Brandta w Orońsku. Ojciec zatroszczył się, a raczej wywalczył, że powstało tam Muzeum Brandta. Z czasem w Orońsku stworzono wielki ośrodek dla rzeźbiarzy. Zaczęło się od plenerów rzeźbiarskich, rzeźb plenerowych... Obecnie jest to Centrum Rzeźby Polskiej (bardzo rozbudowane).

Ojciec zmarł w 2005 roku w wieku 95 lat, został pochowany w Kielcach, gdzie spoczywa jako zasłużony dla Ziemi Kieleckiej. Pogrzeb odbył się z honorami patriotycznymi, z pocztem sztandarowym wystawionym przez Światowy Związek Żołnierzy AK – już za życia ojciec znalazł się na pomniku w Parysowie.

Po ojcu pozostało trochę obrazów, kilka z Puław jest w moim posiadaniu, bardzo dużo rysunków, a miał wyjątkowo „lekką rękę” do rysunku. Jego obraz „Uratowane życie” brał udział w bardzo licznych prezentacjach polskiej sztuki na całym świecie.

Maria Wollenberg-Kluza jest mężatką. Mąż Ludwik Kluza mgr inż. mechanik absolwent Politechniki Warszawskiej.

Maria i Ludwik mają dwoje dzieci: Stanisława (ur. 1972 r.) i Krzysztofa (ur. 1974 r.). Obaj synowie są ekonomistami - ukończyli Szkołę Główną Handlową w Warszawie, gdzie również doktoryzowali się.

Stanisław - stypendysta Fundacji Nauki Polskiej oraz stypendysta Fulbrighta na Uniwersytecie Waszyngtona w Saint Louis, USA. Laureat Nagrody Prezesa Rady Ministrów za najlepszą pracę doktorską.

Krzysztof - stypendysta Fundacji Nauki Polskiej oraz stypendysta Fulbrighta na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, USA.

Maria i Ludwik mają trójkę wnucząt: Kasię (ur. 2007 r.), Piotrusia (ur. 2009 r.) i Wojtusia (ur. 2011 r.).

W sprzedaży